Algier cz. 17

Czyż to nie posągi, tym bardziej, że stoją poważne, ciche, nieme, z surowym spojrzeniem, bez gestu i ruchu. Przechodzisz i gotów jesteś dotknąć się, żeby się przekonać, czy to co żywego. Są to jednak rzeczywiście żywe istoty i córy arabskiego pokolenia Uled-Neil, które koczuje poniżej 15iskry i które od wieków miało zwyczaj ofiarowywania swych niewiast podróżnym. Najpiękniejsze zaś ze swych córek wysyła i dziś do siół i miast Tellu, gdzie przez całe lata zbierają sobie posag, odsyłając synów, a zatrzymując przy sobie córki, które by się im zdała od domu urodziły. Powiadają, że Abd-el-Kader chciał ich od tego obyczaju odwrócić, a nawet zmusił ich przez ciąg roku, żeby go zaniechali. Ale w następnym roku głód zawitał do Nailów, którzy uznali go za karę bożą, zesłaną za odstępstwo od zwyczaju, do którego też rychło powrócili.

Przechodzimy mimo tych żywych i niemych posągów i natrafiamy na sklep arabskich towarów. Wchodzimy, poznajemy, że żyd go trzyma. Pokazuje nam dywany, tkaniny, wachlarze z piór strusich, jaja strusie, imbryczki i filiżanki do kawy metalowe, barwnymi perłami zdobne, podobne ramki, wyroby drewniane, misy i tace, wszystko … z pewnością fabrykowane w Europie.