Algier cz. 4

Między tym rojem mężczyzn, snują się kobiety. Niektóre chodzą z odkrytą twarzą, to są albo Kabylki w brudnych żółtawych łachmanach, albo murzynki w szafirowych perkalikach, albo wreszcie córy Izraela, które snują się po mieście w jedwabnych powłóczystych sukniach. Ale prawowierne izraelitki, Arabki i Moreski, chodzą z zakrytą twarzą, całe wraz z głową spowite w białe tkaniny, tak, że im tylko oczy widać. Z daleka wyglądają jak poczwarki lub jak wory mąki.

Widzi się to wszystko i w europejskiej dzielnicy, ale kto chce nabrać lepszego wyobrażenia o tym nowym święcie, zobaczyć jak on żyje i porusza się na właściwym sobie gruncie, ten musi iść do arabskiej części miasta, którą Francuzi nazywają »Kasba«. Zajmuje ono znaczną przestrzeń algierskiej stolicy i ze stokiem wzgórza, ciągnie się, wśród europejskich dzielnic, trójkątnym klinem, od szczytu aż do poziomej części, także europejskiego miasta, która je tylko ważkim paskiem od wybrzeża oddziela.

Ulice są wszystkie krzywe, i tworzą prawdziwy labirynt, bo co jakiś czas utykasz w zaułku bez wyjścia i musisz się znów wracać do miejsca z któregoś wyszedł.