Algier cz. 11

Więc na żółtawej raczej, niż brązowej skórze sine tatuowanie czoła, policzków, i brody, więc obie brwi połączone razem szeroką czarną polakierowaną smugą, więc róż, ale nie naśladujący fałszywy rumieniec, tylko w jaskrawych, owalnych plamach na brodzie, skroniach lub policzkach! Na widok tych biednych istot przypominasz sobie wszystko, coś kiedyś czytał o dzikich ludziach. Tak wyglądali w twojej wyobraźni nieprzyjaciele Robinsona Cruzoe, takich tu rzeczywiście znajdujesz.

Na sąsiedniej ulicy widzisz kawiarnię, poznajesz ją po matach rozesłanych obok drzwi na ulicy, na których ze skrzyżowanymi nogami siedzą goście. Wchodzisz do środka. Izba podłużna, wokoło ławy, na środku sześciokątny stoliczek i na nim bijąca miniaturowa fontanna. Na ścianach obrazy. To za szkłem wersety Koranu w jaskrawych kolorach chromolitografowane w ramie arabesków, to portrety sułtana, Omara paszy, wsławionego w ostatniej wojnie i paszy Egiptu, licha, oczywiście z zestawienia sądząc, kairska robota, to widok Algieru, jakim był przed zdobyciem go przez Francuzów.